a dowiedziałam się o Światowym Dniu Mokradeł z profilu Lasów Państwowych na instagramie, ale są również inne nazwy: "obszarów wodno-błotnych" lub też "terenów podmokłych" (wikipedia), a notatka jest oczywiście w odniesieniu do szlaku bursztynowego.
Przykładem terenów bagiennych, przez które prowadził dawny szlak handlu bursztynem jest Krajinski park Ljubljansko barje w Słowenii, gdzie po rozległych moczarach z czasów rzymskich pozostał mały rezerwat przyrody w miejscowości Bevke.
mapa ze strony Krajinski park Ljubljansko barje
Na obrzeżach zabagnionej równiny Rzymianie założyli kilka dużych osad i pomiędzy Nauportus a Emona główną drogą komunikacji była rzeka Ljubljanica, o czym świadczą liczne odkrycia archeologiczne. Na mapie widoczne jest między innymi stare koryto rzeki przesunięte przez Rzymian bliżej kamieniołomu Podpeč, by ułatwić transport do budowy miasta Emona, jak i od północy mokradeł poprowadzili drogę bitą, co znacznie ułatwiło komunikację.
Krajinski park Ljubljansko barje z mozaiką pól uprawnych i łąk, gdzie począwszy od Rzymian, człowiek wraz z przyrodą kształtuje obraz tej przestrzeni
Mali plac nature reserve, Institute Ivan Cankar for culture, sport and tourism Vrhnika
The isolated Kostanjevica hill near the village of Bevke is the home of the only remainimg, "living" peatland in this part of Europe. The area called Mali plac has been proclaimed as a nature reserve. Nowadays, only small patches of peatland, covered with beeches and buckthorn, bear witness to the former riches of the marsh. One of then is Jurcovo peat bog which extraction failed to exhaust completely. In the past turf was mostly used for heating, for melting lead, as loose garden peat.
In this small area no less than fourteen plant species have been found from the "Red List" of endangered plant species in Slovenia. Among them are several which probably do not grow anywhere else. Now that the water level is allowed to increase, the habitat of these plants has improved. In spring time can already be seen some of them blossom: the common and marsh rosemary, various sundews, mosses, bladderwort, marsh orchids and violets, not to mention various sedges, reeds and marsh grasses. Mali plac has also become the refuge of a handful of moor tortoises.
- „co ma piernik do wiatraka?” (w odniesienia do szlaku bursztynowego i mokradeł).
- otóż przejścia przez bagna, podobnie jak przełęcze i doliny rzeczne stanowiły odcinki stałej trasy lądowej, po której podróżowano. I właśnie te odcinki pozwalają na prawdopodobną rekonstrukcję dróg i szlaków, w odróżnieniu od odcinków zmieniających się zależnie od pór roku, warunków atmosferycznych oraz innych sił natury (np. łożyska potoków w okresach suszy, rozlewiska i zmienne koryta rzek, brody itp.). To, że zaczęto zabiegać o bursztyn i stał się on przedmiotem handlu sprawiło, że zaczęły powstawać często uczęszczane szlaki, które omijając przeszkody terenowe wiodły wzdłuż dolin rzecznych przez przełęcze górskie i przejścia między bagnami do celu podróży. Rekonstrukcja najdawniejszych przepraw rzecznych i przejść bagiennych jest istotnym elementem metody odtwarzania sieci komunikacyjnej, a co za tym idzie, jest ściśle związana z historią osadnictwa. Przecież musiano dostarczyć przedmioty handlu do skupisk osadniczych, by wymienić się na to pożądane a zarazem modne "złoto północy", nie inaczej jak pokonując trasę wiodącą i lądem i wodą (np. śródlądowe drogi wodne). A punktami etapowymi najpewniej były najbardziej dogodne miejsca na postój, jak np.na przedpolach przełęczy, przy brodach
rzecznych lub przejściach przez bagna. Jak i również przy przechodzeniu z trasy lądowej na
wodną i odwrotnie, gdzie trzeba było przenocować, zmienić np. konie,
czy przeładować towar i zaopatrzyć się w żywność.
I wisienka na torcie, bowiem przykładem jak starożytni radzili sobie z terenami podmokłymi, jest nasze podwórko czyli pomosty bągardzkie, urządzenia drogowe ułatwiające przeprawę.
Było to dawno, dawno temu, w czasach, gdy na brzegu naszego morza,
błyszczały w słońcu duże kawałki bursztynu. Wiele setek mil od Bałtyku, w
pobliżu innego morza zwanego Adriatykiem, znajdowało się bogate miasto
Akwileja. Miasto miało swój port a rzeką wpływały statki z cennymi
rzeczami z dalekich krajów.
Ale miasto najbardziej słynęło z tego, że
robiono tutaj piękne ozdoby z bursztynu, który był tak drogi, że
nazywano go złotem północy. Ci zdolni ludzie, którzy robili te piękne
rzeczy, to byli rzemieślnicy. Pewnego dnia jeden z nich, mając
wykonać bransoletkę dla zamorskiej księżniczki, zauważył, że ma za mało bursztynu. Poszedł więc po pomoc do kolegi,
który był kupcem i sprzedawał bursztyn na targowisku. Ale niestety,
również w jego sklepach i składach brakowało bursztynu. Kupiec pomyślał
chwilę i obiecał rzemieślnikowi, że wyruszy po bursztyn jak najprędzej.
A musicie wiedzieć, że droga na północ była daleka, bowiem szlak
bursztynowy, to trasa z ciepłej Italii znad Morza Adriatyckiego, przez
Europę, na Wybrzeże Morza Bałtyckiego, na nasze polskie plaże.
I tu zaczyna się opowieść o wyprawie. Kupcy,
których możemy również nazywać handlarzami, spakowali do toreb różne
rzeczy, po to by je wymienić na surowy bursztyn, nazywany wtedy u nas, płonącym lub słonecznym kamieniem. Wzięli też ze sobą mapę od
cesarza, na której zaznaczone były miasta, gdzie można zatrzymać się na
postój, zjeść coś i przenocować.
Via Norica
Ciekawi Was z pewnością, co tam
kupcy mieli w torbach? a więc na pewno delikatne tkaniny, ozdoby,
szklane koraliki z Akwileji i piękne naczynia stołowe.
A może jeszcze
spytacie czy ci wspaniali handlarze nie bali się, że po drodze zostaną
obrabowani? Mogę odpowiedzieć: otóż, na terenie cesarstwa, przy głównych
drogach, którymi podróżowano i maszerowali żołnierze, bezpieczeństwa
pilnowało rzymskie wojsko, tak, że można było wędrować bez obaw.
http://www.wienmuseum.at
Podróż po złoto północy nie była łatwa, bo nie wszystkie drogi były idealne. Na
przykład czasem musiano przechodzić między bagnami lub szukać łatwiejszej
drogi przez góry.
I właśnie nasi dzielni kupcy dotarli do najwyższych
gór na trasie, o nazwie Alpy. Ale droga jest tak wąska i stroma, że
muszą swoje pełne torby zdjąć z wozów i przeładować na
zwierzęta: konie, osły i muły.
Po pokonaniu gór, czeka ich kolejna
przeszkoda, tym razem rzeka. Bo aby iść dalej na północ
po bursztyn, muszą przejść granicę swojego państwa, przez rzekę Dunaj. A w czasach starożytnych, przeprawa przez rzekę
nie była tak prosta, jak przejście przez most. Podróżni musieli
poszukać takiego miejsca na rzece, gdzie jest płytko lub prawie bez wody.
Przyznacie więc, że taka wyprawa po bursztyn była naprawdę
niebezpieczna. Ale moi mili, możemy odetchnąć, bo udało im się,
przeprawiali się tak ostrożnie, że nie zamoczyli swoich cennych towarów.
https://www.mautern-donau.at
Na
drugim brzegu rzeki, kupcy znaleźli się na terenach sobie nieznanych,
gdzie mieszkali barbarzyńcy, bo tak nazywali ich Rzymianie. A
utrudnieniem w dalszej
wędrówce, były ciągnące się lasy i aby nie zabłądzić, trzeba było
zataczać łuk a czasem nawet obawiać się niedźwiedzia.
Podróżni znów sobie poradzili, prosząc mieszkańców leśnej wioski o
przewodnika, który wiedział jak przejść przez puszczę i poprowadził ich dogodnymi ścieżkami. Jeśli chodzi o
bezpieczeństwo podróżnych, by chronić ich
przed rabusiami, to dbał o to główny wojownik w wiosce. Choć nie było to łatwe, bo szlak bursztynowy prowadził różnymi trasami: można było iść
lądem albo płynąć strumieniem lub rzeką. Najczęściej jednak były to drogi
polne i leśne, takie zwykłe ścieżki, wydeptane przez ludzi i zwierzęta.
Uff, handlarze dotarli wreszcie nad nasze morze, by pójść na targowiska i wymienić
wiezione z Italii przedmioty, dając je w zamian za ceniony w cesarstwie
jak złoto, bursztyn bałtycki. Po zdobyciu bursztynu, pora na odpoczynek w
wiosce handlowej o nazwie faktoria. Solidna palisada otacza wioskę jak mur obronny, co zapewnia
bezpieczeństwo mieszkańcom, kupcom i ich cennym towarom.
Przed
wyruszeniem w drogę powrotną na południe, kupcy jeszcze sprawdzają czy
ich konie mają się dobrze i czy wszystko jest w
porządku. Okazuje się jednak, że jeden z koni zgubił podkowę i należy
zaprowadzić go do kowala, mieszkającego w faktorii. U kowala poznają
miejscowego rzemieślnika, tutaj nazywanego bursztyniarzem, który umie robić najpiękniejsze rzeczy z bursztynu. Kupcy chcą zobaczyć jak powstają takie bursztynowe cudeńka, więc bursztyniarz prowadzi im do swojej chaty, by pokazać warsztat pracy.
Są tak zachwyceni
jego wyrobami, że zapraszają go do Italii, na dwór samego Cesarza. Dają
mu nawet swoją mapę, aby bez
przeszkód podróżował po państwie rzymskim.
A nasi dzielni kupcy, choć bez mapy,
ale z workami pełnymi bursztynu, szczęśliwie wracają do Akwileji i
uzupełniają swoje bursztynowe zapasy. Co do bursztyniarza, to nie
wiemy czy wybrał się do Italii, ale po Pruszczu Gdańskim i okolicy,
krąży legenda o bursztynowym skarbie, który został ukryty pod akacjowym
drzewem, na wieść o najeźdźcach zbliżających się do osady…
w przeciwieństwie do wielu mórz, o których mówi się, że są morzami otwartymi, Bałtyk jest zewsząd otoczony lądem, a łączy się z Morzem Północnym - i tą drogą pośrednio z Oceanem Atlantyckim - jedynie za pomocą kilku cieśnin. Morza tego typu nazywa się morzami śródziemnymi, Bałtyk zaś określa się jako morze śródziemne Europy północnej.
Bałtyk jako morze jest zjawiskiem młodym w dziejach Ziemi. Wprawdzie niejednokrotnie w dawniejszych epokach geologicznych na tym miejscu, gdzie jest teraz Morze Bałtyckie, było morze, ale obecny Bałtyk sięga swym początkiem zaledwie okresu lodowcowego, który poprzedzał bezpośrednio okres współczesny dziejów Ziemi.
Historia Bałtyku jest bardzo skomplikowana, ponieważ morze to zmieniało kilkakrotnie swój kształt, swoją wielkość i nawet charakter wód. Pochodzi to stąd, że Bałtyk leży w obszarze, w którym skorupa ziemska jest niespokojna. Aż do najmłodszych okresów w dziejach Ziemi powtarzały się tutaj parokrotnie pionowe ruchy skorupy ziemskiej, czyli powolne opadanie i podnoszenie się dna morza oraz sąsiadujących z nim obszarów lądowych. Zjawisko to znane jest zresztą także w czasach obecnych: wybrzeża Szwecji podnoszą się, natomiast na wybrzeżach południowych Bałtyku obserwuje się obniżanie lądu.
Po utworzeniu się Bałtyckiego Jeziora Lodowego, powoli przez obszar dzisiejszych jezior na południu Szwecji, utworzyło się połączenie z wodami Atlantyku. Dowodem na to, że około 8000 lat przed naszą erą, Bałtyk był morzem zimnym jest gatunek małża Yoldia artica, stąd określenie morza yoldiowego. Z kolei tysiąc lat później, na skutek podnoszenia się skorupy ziemskiej obszaru bałtyckiego, ląd utworzył bariery, przez co nie było połączenia z Oceanem Atlantyckim jak i z Morzem Białym. Toteż ówczesny "Bałtyk" zamienia się w słodkowodne jezioro, a nazwa jezioro ancylusowe, pochodzi od małego ślimaka Ancylus fluwiatilis, charakterystycznego dla wód jeziornych. Ale już po około tysiąc pięciuset latach, jezioro uzyskało połączenie z Atlantykiem i powstało znowu morze. Od ślimaka morskiego Littorina litorea, nazywane jest w tym okresie morzem litorynowym. Na podstawie fauny słonowodnej, naukowcy wnioskują, że wtedy zasolenie było większe, a temperatura wody minimalnie wyższa.
Topnienie pokrywy lodowej na Półwyspie Skandynawskim prowadzi do coraz dalszego uwalniania się obszarów nadbałtyckich od ciężaru lodu. Toteż brzegi morza litorynowego podnoszą się i kształt Bałtyku zaczyna z wolna zbliżać się do obecnego. Morze jest jednak na razie większe od dzisiejszego, dopiero późniejsze ruchy wypiętrzające Półwysep Skandynawski, które nadal trwają, zmniejszyły jego zasięg do współczesnej linii brzegowej. W wyniku podnoszenia się lądu, łączność wód bałtyckich z oceanicznymi słabnie, co prowadzi znowu do wysładzania Bałtyku, oraz klimat staje się chłodniejszy. Najbardziej charakterystycznym małżem tego okresu jest Mya arenaria, stąd wyróżnia się jeszcze jeden okres Bałtyku, nazywany Mya.
Ruch skorupy ziemskiej trwa. Ale od ostatecznego zaniku lodu podnoszą się raczej brzegi Półwyspu Skandynawskiego oraz Finlandii, czyli tak zwanej w geologii Fennoskandii.
Dla chcących zapoznać się dokładnie, jak geologowie
przedstawiają dzieje naszego morza, odsyłam do publikacji autorstwa Pani Marii Czekańskiej,
o tytule: Nad wodami Bałtyku, z której to książki pochodzi materiał.
witam i w tym poście będę prezentować moją tanią dietę (dla singli):
- płatki owsiane, bo są uniwersalne, gdyż można je chrupać na sucho lub jako posiłek umieszany z jogurtem naturalnym. Do smaku można dodać śliwki, kupowałam jak były tanie, lub mirabelki czy czeremchę (nazbieramy lub narwane, nie powiem gdzie). Ale również, smakuje gdy doda się galaretkę, z paczki, rób zrobioną z soku i żelatyny,
- kasza jęczmienna pęczak albo wiejska z czosnkiem i sokiem pomidorowym, a w lepszym wydaniu z rosołem błyskawicznym lub sosem pieczarkowym, oczywiście z torebki. Pęczak pomimo iż długo gotowany jest gruboziarnisty, tak więc wydaje mi się, że lepsza jest kasza wiejska, jeszcze w torebce jest kilogram i na dłużej starcza, podobnie jak ryż. Kasza super smakuje z kiszoną kapustą, trochę rozdrobnioną z utartym czosnkiem (zamiast kapusty, może być trochę surowej czerwonej cebulki, w cienkich plastrach), ale można jeść saute i tak przez kilka dni, a zamiast herbaty, może być woda z miodem, czy sokiem pomidorowym,
- dla odmiany zakupiłam ryż, cenowo w zasadzie jak kasza (również kilogram) i pozwoliłam sobie na więcej bo ugotowałam dodając czosnek z koncentratem pomidorowym oraz fasolką z puszki (oczywiście nie całą) i po tym „wałkowaniu” kaszy, nawet gadałam do siebie: delizjoza!, po prostu pyszota,
- do dzisiejszej kaszy dodałam jeszcze trochę pomidorów z puszki i jabłka (z promocji), co widać na filmie:
- no i chlebek upieczony z przepisu YouTube, gdzie z zakupionych produktów były tylko drożdże (które traktuje jako przegryzkę), do tego miód i mąka żytnia (wzięłam z szafki), a poza przepisem dodałam płatki owsiane, na zdjęciu jogurtowe kanapeczki:
- może jak ta „ciocia dobra rada”: nie bądźcie ambitni jak wam ktoś chce sprezentować, czy po prostu dać trochę miodu, bo np. po przeczytaniu etykiety okazało się, że kupił dzieciakom jakiś ubybłany z różnymi pseudo-miodami, to bierzcie! A mogą też być pozbierane orzechy, a że brudne, czy mokre, to można umyć, gąbką doczyścić, wyszorować i wysuszyć w piekarniku lub na grzejnikach, a na początek zjeść te gorsze,
dopisuję: w nocy na tarasie buszował kot z sąsiedztwa i zasnął na jogurcie, a że nie wiedziałam czy coś tam liznął czy nie, dosypałam mąki, umieszałam w kubeczku i upiekłam takie dwuskładnikowe sznytki, i bez żadnego smarowidła, tak wyglądają z pomidorem i cebulką,
wycieczka, jak to wycieczka rozpoczęła się na dworcu autobusowym i oto oszklony dach budynku obu dworców, również
kolejowego w Poznaniu, z tym, że jest to bardziej "zakupownia", czyli
centrum handlowe i z funkcjonalnością nie umywa się do starego budynku,
kierunek Berlin i zwiedzanie miasta z lokalnym przewodnikiem. Na początek wieża telewizyjna Berliner Fernsehturm na Alexanderplatz, potocznie określana jako: "szparag" lub "wykałaczka", zbudowana "z materiałów miejscowych, ale szyby sprowadzono z kapitalistycznej Holandii" (wiedza Pani przewodniczki),
następnie Alte Nationalgalerie, Stara Galeria Narodowa na wyspie muzeów, będącej centrum miasta i kultury,
i oczywiście Brama Brandenburska, symboliczne wrota miasta, zdjęcie z trochę innej perspektywy - widoczne detale architektoniczne (styl wczesnoklasycystyczny),
na Potsdamer Straße, konstrukcja dachu z żaglami tekstylnymi kompleksu budynków Sony Center,
safari wśród szklanej berlińskiej architektury, przed Legoland Discovery Centre,
Kollhoff Tower przy Potsdamer Platz w Berlinie,
po wykwaterowaniu z hotelu w Niemczech, przejazd do Luksemburga i spacer po starym mieście, a właściwie twierdzy zbudowanej na skałach, która otoczona jest dwoma rzekami, a odrestaurowane akwedukty pochodzą z czasów rzymskich. Na bliższym planie Casemates du Bock, a w oddali nowoczesne dzielnice miasta Luxembourg: Clausen oraz Kirchberg,
widok z murów obronnych i rzeka Alzette w słonecznym Luksemburgu, a za drzewami wiadukt kolejowy zataczający łuk przez miasto, taka bezkolizyjna
droga żelazna,
Pont Grande-Duchesse Charlotte, a potocznie luksemburski most nazywany jest czerwonym,
po widokach krajobrazowych, wędrówka urokliwymi uliczkami z ciekawą architekturą, jak np.: Rue Large;
czy też uliczka Rue de la Loge, przy której znajdują się kafejki;
ta sama luksemburska uliczka i szyld, który mówi sam za siebie;
wchodząc z ulicy Rue de la Loge, poprzez atrium, można przespacerować się pasażem "Passage du Palais", na ulicę Rue de l'Eau,
oficjalna rezydencja wielkich książąt Luksemburga (Wikipedia) - Palais Grand-Ducal przy rue du Marché-aux-Herbes,
jeden z całodobowych strażników miejskiego ratusza Hôtel de Ville,
architektura bastionu fortyfikacji Luxembourg w całej okazałości. W oddali natomiast restaurowany most - pont Adolphe pierwszy na świecie z bezkolizyjną kładką dla rowerzystów i pieszych (widoczna nad rusztowaniem)
kolejnym krajem na trasie wycieczki jest Belgia, gdzie zwiedzanie zaczyna się od Brugii, i dokładnie na wprost, nad jeziorem Minnewater, stoi Sashuis, domek śluzowego, mającego pieczę nad śluzą,
wzdłuż kanału uliczka Begijnenvest, i jeden z domów Beginażu - Brugge Beguine Convent, Begijnhof, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO,
zabytki i... staw łabędzi,
a na miejskiej starówce, na ulicy Wijngaardstraat, nietuzinkowa fontanna: Horse Head Drinking Fountain,
perspektywa ulicy Walplein, może nie najlepsza, ale zdjęcie umieściłam dla koralowego koloru elewacji,
kolejna atrakcja turystyczna w Brugge, bardzo wąska średniowieczna "ulica kąpielowa" z pozostawionym oryginalnym nazewnictwem Stoofstraat,
chatki nad jednym z brugijskich kanałów, przy Kastanjeboomstraat,
przy moście Bonifaciusbrug,
brugijska architektura przy Arentshof,
Blinde-Ezelstraat, uliczka nie tylko z ciekawymi elementami architektonicznymi ale i błyszcząca złotem, prowadzi na teren dawnej twierdzy Burg,
gdzie znajduje się Stadhuis, reprezentacyjny ratusz miejski,
a w pobliżu Historium Brugge, gdzie zwiedzających zaprasza taki oto przystojniak w średniowiecznym odzieniu:
nad wyraz bujna lwia grzywa, przed brugijską architekturą,
z Brugii przejazd do Brukseli i jako pierwsza, wyjątkowa konstrukcja w historii architektury: Atomium Bruxelles (przedstawia pierwiastek żelaza),
Palais Royal de Bruxelles: Pałac Królewski w Brukseli jest rezydencją administracyjną i głównym miejscem pracy Króla wszystkich Belgów, który ze swoimi współpracownikami, pracuje tu codziennie,
Król z pewnością zajęty (flaga na maszcie), więc wędrujemy po dzielnicy Unii Europejskiej i obiektach Parlamentu (Bruxelles European Parlament). Wszystkie te oszklone gmachy można znaleźć w grafice Google, ale w pobliżu Europarlamentu, przy Rue Belliard stoi budynek biurowy o nietuzinkowej architekturze i pięknej kolorystyce, z elewacją w jasnych kolorowych barwach,
i może jednak dla porównania dam zdjęcie pstryknięte z ulicy Rue d'Ardenne na typowe budynki europarlamentu,
ruszamy dalej by z kolei podziwiać imponującą budowlę gotycką, Cathédrale des Sts Michel et Gudule (foto od strony zachodniej),
Bruxelles Hôtel de Ville, tutaj główna wieża miejskiego ratusza,
oraz złote budynki przy brukselskim Grand-Place, gdzie w otoczeniu tej wspaniałej architektury jemy kolację,
następnym krajem jest Holandia i oto w centrum Hagi, Binnenhof, zabytkowy kompleks parlamentu holenderskiego,
pozwalam sobie na jeszcze zdjęcie z mojej ulubionej perspektywy, ukazującej mocarność budowli,
wieża o nazwie Torentje, widoczna między budynkami, jest miejscem pracy premiera Holandii,
Mauritspoort lub Grenadierspoort, wschodnia brama do Binnenhof w Hadze,
Kabinet van de Koning jest oficjalnym sekretariatem króla holenderskiego,
staw Hofvijver, a dalej gmach muzeum Mauritshuis oraz budynki Binnenhof,
holenderska flora i fauna Hofvijver w centrum miasta,
spektakularny holenderski lew na ulicy Hagi,
przejazd do Delft i kolejny w tym samym dniu lew w herbie Holandii, na miejskim ratuszu (Stadhuis),
przepięknie zdobiona elewacja budynku Gemeenlandshuis i proszę zwrócić uwagę na miniaturowego rycerza po prawej stronie,
podczas przechadzki w kierunku rynku, możliwość posilenia się śledziem, a na
zdjęciu to, z czego Delft słynie, czyli fajans w kolorach białym i
niebieskim,
pogoda dopisuje, więc jedziemy do miejscowości Lisse, gdzie kwitną kolorowe kobierce Keukenhof, ogrodu, który najpierw był kuchennym,
piękno, różnorodność barw prezentowanych przez projektantów i hodowców robią wrażenie, zarówno wystawy pod dachem w pawilonach, np. w Oranje Nassau Paviljoen,
jak i dywany kwiatowe na wolnym powietrzu,
różnokolorowe narcyzy w starym ogrodzie kuchennym,
jak i pierzasta tulipanowa różnorodność w tym samym pawilonie,
wystawa Tulpomania,
kwitnące drzewka wiśni,
Keukenhof Mill, wiatrak w ogrodzie krajobrazowym,
a za tą częścią ogrodu rozciągają się cebulowe pola,
by wiosną podziwiać różnorodność kolorów,
albo i takiego skromnisia,
? (czytaj, nie wiem), ale wydaje mi się, że przy tej feerii barw, ktoś i słusznie, zrezygnował ze swoich różowych okularów,
z Keukenhof przejazd do Hagi, na zwiedzanie miniaturowej Holandii w Madurodam, i dokładnie odzwierciedlone modele budynków kompleksu Binnenhof,
miniaturowe konstrukcje wodne w Madurodam, czyli obrotowe wrota przeciwsztormowe Maeslantkering, chroniące Holandię przed powodziami,
turbiny wiatrowe i platforma wiertnicza w miniaturze, co na morzu jest ogromne,
te ptaki to nie atrapy, tylko naturalnej wielkości mewy, na statku w miniaturowym porcie Rotterdam,
ruchoma miniatura zapory w Maeslantkering, a na drugim planie Euromast i Erasmusbrug w Rotterdam,
wreszcie jako turystka brzeżno-morska mogę poczłapać nad Morzem Północnym, i to nie byle gdzie a w kurorcie Scheveningen,
dwupoziomowe molo w nadmorskim Scheveningen,
i wygląd bardziej miejski, dzielnicy tej dzielnicy Hagi,
jedną z atrakcji w Rotterdamie, jest wjazd na Euromast i z tego punktu widokowego podziwianie panoramy miasta, ja jednak wolałam powłóczyć się, w oddali dawne nadbrzeże portowe Wilhelminapier,
Rotterdam, dzielnica Katendrecht wieczorową porą,
następnego dnia rano wyjazd z Rotterdamu do Amsterdamu i pierwszym punktem na trasie wycieczki jest farma serowarska,
amsterdamskie sery są wytwarzane tutaj naturalnie i mają certyfikat,
również na tej farmie wyrabia się chodaki i maszyneria do obróbki drewna niezbędna przy ich produkcji,
materiał, półprodukt i produkt w postaci holenderskich chodaków,
i oczywiście zwierzęta gospodarskie, które dają mleko,
zmiana scenografii na miasto i w centrum Amsterdamu wizyta w oszałamiającej szlifierni diamentów, i brylanty, efekt uzyskany przez zdolności szlifierskie rzemieślników,
spacer po dzielnicy muzealnej i imponujące Rijksmuseum, a wśród szczegółów architektonicznych nad wejściem do gmachu, różne rodzaje rzemiosł,
oszklony dach nad przestronnym, jasnym atrium muzeum,
Rijksmuseum w Amsterdamie, zdjęcie przedstawia rzeźbę psa (chart) wykonaną z dębu przez Antwerpskiego rzeźbiarza Artusa Quellinusa w 1657 roku, opis dzięki uprzejmości Pani Marzeny Disseldorp,
następna kolejka do zwiedzania w Van Gogh Museum Amsterdam,
czas wolny w amsterdamskim centrum handlowym z "brylantowym" żyrandolem, przy Nieuwezijds Voorburgwal,
po prostu Amsterdam,
sklep z serami, proszę zwrócić uwagę, na widoczne przez okna leżakujące sobie amsterdamskie sery,
spacerkiem wycieczka dociera na przystań łodzi wycieczkowych przy dworcu kolejowym (na zdjęciu), bowiem kolejnym punktem programu będzie rejs po kanałach amsterdamskich,
nie wiem, czy turysta czy miejscowy ale również próbuje załapać się na rejs,
a na deser odrobina wiedzy: rodzaje szlifów diamentów z amsterdamskiej szlifierni