poniedziałek, 30 grudnia 2013

Licencjat


Szanowni Państwo
wracam do tytułu posta, umieszczonego na 10-lecie napisania pracy licencjackiej o praskim Golemie, której inspiracją był czeski film o cesarskim piekarzu.

Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu
Wydział Nauk Społecznych
Kierunek: Kulturoznawstwo

GOLEM GLINA OŻYWIONA

Praca licencjacka napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Anny Grzegorczyk

WPROWADZENIE

                  Golem to hebrajskie słowo, które występuje w Biblii w znaczeniu „materia”, czyli coś jeszcze nie ukształtowanego, pozbawionego formy. Od XII wieku jednak imię to występuje w wielu tekstach „jako określenie człekopodobnej postaci stworzonej dzięki stwórczej potencji człowieka”1, powstałej w wyniku „mistycznego rytuału inicjacyjnego, który stanowi dla adepta potwierdzenie jego władzy nad wiedzą tajemną”2. 
Aby w najprostszy sposób odpowiedzieć na pytanie: KIM JEST GOLEM ? (ktoś inny może zapytałby: czym?), posłużę się cytatem, chronologicznie jednym z najpóźniejszych. Autorzy książki, z której pochodzi, porównują nauki przyrodnicze do Golema (wykorzystują jego wyobrażenie), aby w przystępny sposób wyjaśnić czytelnikowi ich funkcjonowanie.  
   „Golem to postać z mitologii żydowskiej, sztuczny człowiek stworzony przez człowieka prawdziwego z gliny i wody, z pomocą zaklęć i czarów. Jest potężny. Codziennie staje się trochę potężniejszy. Będzie spełniał rozkazy, pracował dla ciebie i chronił Cię przed każdym wrogiem. Ale jest także niezdarny i niebezpieczny. Jeśli się wymknie spod kontroli, może nieposkromioną siłą zniszczyć swego pana. Rozmaite legendy nadają postaci Golema różne znaczenia. Czasami Golem oznacza przerażające zło, ale istnieje też tradycja bardziej swojska i w jidysz, języku wschodnioeuropejskich gett, Golem to metaforyczne określenie każdego tępego osiłka, który nie jest świadom ani własnej siły, ani swojej niezdarności i niewiedzy. Zdaniem babki Collinsa (jeden z autorów książki) dobrze byłoby mieć Golema, jeśli chciałoby się przekopać ogród, ale dzieci powinny się trzymać od niego z daleka. Taki Golem nie jest szatanem, lecz pyszałkowatym olbrzymem.(...) Wedle tradycji średniowiecznej glinianego stwora ożywiało wypisane na jego czole hebrajskie słowo »EMETH«, oznaczające prawdę – to prawda go poruszała. Nie znaczy to wszakże, że rozumiał on prawdę – przeciwnie, daleko mu było do tego.”3

ROZDZIAŁ I
MOC KABALISTYCZNEJ FORMUŁY
(...)

Golem – w języku  jidysz słowo to oznacza niedołęgę i głupca.

                 „Liczne warianty Golemlegende przedstawiają zawsze niemą kukłę z gliny jako ponurego i tępego sługę, (...) którego gniew przeradza się w bunt”10. Chodzi tutaj o golema, który wymyka się spod kontroli siejąc spustoszenie, wszystko psuje i skazuje na zatracenie. Dlatego też termin „golem” używany jest najczęściej w znaczeniu „człowiek bezbożny, bezduszny”, a w języku filozoficznym oznacza on tylko ciało. „Fakt, że nie otrzymał duszy od Boga, sprawia, że nie odczuwa on współczucia, nie dysponuje mądrością ani intuicją. Z tego samego powodu nie może mówić. Choć taki golem ma postać ożywioną, w dalszym ciągu nazywa się martwym, bo jego stwórca nie może mu przekazać zdolności rozpoznawania Boga ani daru mowy. Wszystkie czynności spełnia mechanicznie. Rozpoznaje byty duchowe w mniejszym stopniu, niż mogą to uczynić duchy i demony, w większym jednak, niż zdolne są do tego ptaki i zwierzęta. Ludzie, nawet najwybitniejsi cadykowie, są natomiast tej umiejętności zupełnie pozbawieni. Nie może go dotknąć żadna choroba, gdyż nie odczuwając pożądań, prowadzi żywot umiarkowany.”11  „Golem musiał zostać stworzony bez siły rozrodczej i popędu płciowego do niewiasty. Gdyby bowiem obdarzony był tym popędem, choćby na sposób zwierzęcy, gdzie jest on o wiele słabszy niż u człowieka, byłby z nim wielki kłopot, ponieważ żadna kobieta nie mogłaby się przed nim obronić.” 12 „Golem posiada specjalne energie. Dlatego nie można go ugodzić nożem, spalić ani utopić.” 13 Według Eleazara z Wormacji, jest także niewidoczny dzięki amuletowi ze skóry daniela pokrytej kabalistycznymi formułami.
(...)

ROZDZIAŁ II
GLINIANY SŁUGA
(...)

                  Największą jednak popularność zdobyło podanie o praskim Golemie jako tworze dostojnego rabbiego Jehudy Lowa ben Becalela, zwanego Maharalem (ok. 1520 – 1609). Stał on się inspiracją do kilku opowieści o Golemie.  „Zasłynął on swą uczonością i mądrością; zakres jego wiedzy sięgał od dziedziny filozoficzno – religijnej aż po nauki przyrodnicze, zwłaszcza zaś znał się na astronomii i astrologii.”15 Jego rozum i pobożność sprawiała, że był godnym, aby „wiedzieć na jakie »światła« każda litera wskazuje”16. Potrafił osiągnąć ów strumień (inspirację), pozwalającą „mu zestawiać i kombinować litery, żeby uczynić dzięki nim jakieś stworzenie w świecie materialnym.”17 Będąc nadzwyczaj pojętnym zgłębił nawet „właściwe medytacje nad literami, za pomocą których stworzono niebo i ziemię.”18
   Według legendy „rabbi Low miał zrobić golema, który wprawdzie przez cały tydzień służył u swego pana wykonując wszelkie prace, ale ponieważ wszystkie stworzenia odpoczywają w szabat, rabbi przed nadejściem szabatu zamieniał zawsze golema na powrót w glinę przez zdjęcie z jego czoła ożywiającego imienia Boga.”19 W utworach literackich poświęconych Golemowi przeplatają się motywy: ożywa on dzięki wypisaniu na jego czole słowa emet lub za pomocą szemu, tj. imienia Boga napisanego na kartce pergaminu, wkładanej do ust bezdusznej bryły.
   Praska legenda o Golemie opowiedziana została „po raz pierwszy w zbiorze mitów, ciekawostek i anegdot żydowskich, które Wolf Pascheles, czeski Żyd, wydał po niemiecku pod tytułem Sippurim między 1847 a 1864 rokiem.”20
   „W 5340 (1580) roku, pewnej nocy, po odbyciu rytualnej kąpieli w mykwie, odmówieniu zawiłego psalmu sto dziewiętnastego i odczytaniu fragmentów Sefer Jezira, rabin (powietrze), jego zięć Icchak ben Simson (ogień) i uczeń lewita Jakub ben Chaim Sasson (woda), owinięci białymi opończami, udali się przy świetle pochodni na brzeg Wełtawy, gdzie były jamy po wydobytej saletrze i dużo błota. Z błota (ziemi) ulepili Golema. Po czym Icchak od prawej, a Jakub od lewej, po siedem razy okrążyli kukłę, szepcąc kombinacje liter i przekazując glinianemu ciału jeden czerwień ognia, drugi wilgoć wody. Rabin włożył mu w usta szem, pergaminową karteczkę z imieniem Boga, kazał stanąć na nogi i być jak sługa ślepo posłusznym. O świcie wszyscy trzej wrócili do getta razem z Jossile Golemem i dla uniknięcia zbędnych pytań Low powiedział Perl, swojej aroganckiej żonie, że  z litości zabrał z ulicy tego biednego cudzoziemca, niemowę. (...) Gliniana kukła siedziała czujnie w kącie, ze wzrokiem ogłupiałym i nieruchomym, czekając  na rozkazy Maharala. Uległa i służalcza, spełniała każdą jego wolę. (...) Ponieważ w sobotę Jossile Golem winien był powstrzymać się od wszelkiej pracy, każdego piątku o zachodzie Low wyjmował mu z ust szem, (...) czyniąc go bezwładnym. Ale pewnego razu zapomniał to uczynić. Był już w synagodze Staronowej, gdzie odbywała się, jak zwykle w piątek, wieczorna ceremonia, gdy Golem”21 „wpadł w szał, wybiegł na ulicę i z niesamowitą siłą jął potrząsać domami grożąc zniszczeniem wszystkiego.”22 „Zawiadomiono Lowa, który natychmiast przerwał śpiewanie dziewięćdziesiątego drugiego psalmu, bo gdyby zaczęła się sobota, nie mógłby już”23 go zatrzymać. „Wyszedł naprzeciw Golema i szybko wyciągnął mu z ust karteczkę, (...) wtedy ten runął na ziemię bez przytomności. W synagodze podjęto przerwany śpiew. (...) Gdy monstrum było już bezbronne, z dwoma pomocnikami, do których dołączył Abraham Chaim, siedem razy, krocząc do tyłu, obszedł androida, wymawiając w odwrotnym porządku kabalistyczne formuły. Jossile Golem stał się znowu bryłą gliny, którą zostawiono na poddaszu synagogi Staronowej, pod stosem podartych książek, starych tałesów i zdobnych cycesami kamizelek,”24 gdzie leży do dziś.
Szczątki Golema „przez długi czas budziły grozę i były bogatym źródłem przesądów.”25 „Jeden z najwybitniejszych następców rabbiego Lowa, rabbi Ezechiel Landau,”26 poddawszy się surowemu obrzędowi oczyszczenia, po długim poście, w pokutniczej szacie udał się na poddasze, żeby zobaczyć szczątki Golema. Lecz zszedł stamtąd od razu pobladły, trzęsąc się jak osika i „zabronił wszystkim przyszłym pokoleniom wchodzenia na ów strych, przykazując by żaden śmiertelnik nie próbował tego robić.”27 „Dzięki temu Golem znów przez dziesiątki lat miał spokój, do chwili kiedy na poddasze wszedł bez lęku Egon Erwin Kisch. Nie wiadomo, czy przed tą śmiałą wyprawą poddał się wymaganemu rytualnemu oczyszczeniu, czy pościł i śpiewał psalmy. Ale po powrocie nie dygotał, przyniósł natomiast szokującą wiadomość, że na poddaszu”28 „oprócz stoczonych  przez korniki skrzyń, lichtarzy oblepionych łojem i zapleśniałych rupieci”29 nic nie ma. „Potem szukał jeszcze szczątków Golema na Szubienicznym Wzgórzu na Żiżkovie, gdzie – jak głosiło inne podanie, (...) twór rabbiego Lowa miał być zakopany, lecz i tam nic nie znalazł.”30
(...)
Kadr z niemieckiego filmu Paula Wegenera Golem z 1922 roku, Muzeum Kinematografii w Łodzi.
(...)

CHRONOLOGICZNE ZESTAWIENIE GOLEMLEGENDE
(człekopodobne wyobrażenie golema, stworzonego z gliny).
(...)

Przypisy
(...)
Bibliografia
(...)
Ilustracje
(...)
Spis treści
(...)

sobota, 7 grudnia 2013

Obiadowe: brokuły, zupa, 100% buraczki

Brokuły z serem lub tartą bułką
Składniki:
- brokuły
- ser smażony, który można kupić w gotowych opakowaniach lub na wagę, jeśli ktoś lubi to jest również z kminkiem (jest zrobiony z dojrzałego białego twarogu)
- lub zamiast sera: masło i tarta bułka
Gotujemy brokuły do ulubionej twardości i po wyjęciu z garnka, na gorące jeszcze warzywo kładziemy cienkie plasterki smażonego sera, który pięknie się rozpuszcza.
Lub w rondelku rozpuszczamy trochę masła i sypiemy tyle tartej bułki, żeby przy smażeniu zrobiła się pianka. Wtedy tarta bułka jest taka jaka być powinna, czyli chrupiąca. Polewamy brokuły (również może być marchewka, kalafior, por, kalarepa, fasolka czy brukselka i podajemy na stół.

Zupa warzywna (może być z wkładką)
Składniki, w zależności od upodobań - takie jakie lubimy:
- najróżniejsze warzywa, surowe lub mrożone, mogą być z czystych gotowych mieszanek warzywnych
- przyprawy (świeże, suszone lub mrożone); czosnek, lubczyk, oregano, estragon, bazylia, tymianek, kolendra, majeranek, ziele angielskie, liść laurowy, kminek, papryka łagodna, papryka ostra lub pieprz, sól (jeśli dodajemy ogórek lub kapustę kwaszoną to tylko odrobinę, żeby zupa nie była za słona), oraz trochę ekstrawagancji czyli odrobina mięty. Dla zdziwionych i pytających: po co "bawić" się w dodawanie oddzielnych przypraw, przecież w niektórych torebkach z mrożonkami są gotowe saszetki z mieszanką przypraw. Otóż wyjaśniam: oprócz suszonych przypraw i ziół w zależności od rodzaju mrożonki, saszetka z mieszanką zawiera w swoim składzie między innymi, cytuję: dwutlenek siarki.
- żeby zagęstnić: ryż lub makaron lub kasza (jęczmienna, kuskus itp.)
- wkładka, mogą to być różności - pozostałości mięsne z lodówki lub ryby
Gotujemy wszystkie składniki razem, lub warzywa dokładamy po kolei, w zależności jaką twardość lubimy. Oczywiście zagęstniki takie jak kasza i ryż dodajemy, gdy zupa się trochę pogotuje. To samo z makaronem, lecz przed samym końcem gotowania. Natomiast kuskus wsypujemy gdy zupa jest już na talerzu / w miseczce / kubku (musi być gorąca).
Porcję można szybko przestudzić dodając np.: sok pomidorowy (koncentrat pomidorowy) lub śmietankę / mleko lub sok z kapusty kiszonej czy też wodę od ogórków kwaszonych.
Można też wzbogacić zupę przed samym podaniem aromatem, wyciskając do niej świeży ząbek czosnku.

Buraczki 100%
Składniki, to oczywiście same buraki. Kupujemy i gotujemy kilka sztuk na obiad lub gdy chcemy jeszcze zaprawić, może być tyle ile mieści się np. w największym garnku. Nieobrane buraki gotujemy z odrobiną soli. Gdy są średnio miękkie (można sprawdzić widelcem), wykładamy na talerz i by się nie poparzyć czekamy aż trochę przestygną. Po czym obieramy ze skórki - łatwo schodzi, gdy są ciepłe. Następnie ucieramy na tarce lub robotem kuchennym (ulubiona wielkość wiórków).
Jeśli gotujemy na obiad, to przed samym podaniem ciepłych buraczków, mieszamy je z sokiem z cytryny (nie mylić z gotowymi sokami "cytrynopodobnymi") i gotowe. Gdy zaprawiamy, to po włożeniu utartych buraków do słoików (bez żadnych dodatków), zaprawy gotujemy około 15 minut (od wrzenia wody). Słoiki, które się nie zamknęły (po naciśnięciu środka nakrętki, nadal jest wypukła), po ostudzeniu wkładamy do lodówki na bieżące posiłki.
Polecam, ponieważ nie znalazłam w żadnym sklepie produktu, który w swoim składzie miałby same buraczki, wszystkie były z czymś "umieszane", począwszy od kwasku cytrynowego a skończywszy na jakichś dziwnych dodatkach, które po prostu są niepotrzebne, by buraczki smakowały jak buraczki.

niedziela, 17 listopada 2013

Dżemolada z żurawiny i owoców dzikiej róży

Składniki:

- żurawina, ok. 350 gram











 
- owoc dzikiej róży, czyli skórki (bez pestek), tyle ile zmieści się na podstawku o średnicy 11 cm










- słodzone miodem, ale kupionym oczywiście od "miodziarza", na tą ilość owocu wystarczy około 6 łyżek, a jeśli nie dodajemy dzikiej róży, to słodzimy mniejszą ilością miodu, lub według słodyczy jaką lubimy





Jak zrobić dżemoladę:
Wszystkie owoce wrzucamy do garnka i jeśli gotujemy na maszynce elektrycznej, to może być już rozgrzana. Do surowych owców dodajemy trochę wody lub jeśli lubimy aromat mięty, to zamiast wody dodajemy trochę wywaru (herbata) z mięty, ale nie więcej niż 2 - 3 łyżki. Do mrożonych, nie trzeba dodawać wody, ale można wrzucić 2 - 3 listki świeżej mięty lub odrobinę suszonej. Żurawina przy gotowaniu pęka i po prostu może zabrudzić kuchnię, więc najlepiej "pilnować" garnka i owoce delikatnie rozduszać. Na początku można gotować pod przykryciem. Po około 15 minutach, dodajemy miód, mieszamy i wolno gotujemy do uzyskania ulubionej gęstości dżemolady (po ostudzeniu, robi się bardziej gęsta). Gorącą wkładamy do słoika, zakręcamy i po ostudzeniu do lodówki. Jeśli mamy pewność że słoik dobrze się zamknął (wklęsła nakrętka), to może stać w temperaturze pokojowej lub spiżarce.


Podobnie można zrobić żurawinę bez dodatków, a zamiast miodu dać cukier, najlepiej brązowy. Zasada gotowania jest taka sama, tylko cukier trzeba dodać na początku. I do mięs taka nie "aromatyzowana" jest najlepsza. Do ciast, serów i deserów natomiast, można dżemoladę wzbogacić o garstkę np. malin, czarnej porzeczki, czy miechunki jadalnej i dobrze jest przetrzeć ją przez sitko (to co zostanie na sitku, dobre jest z jogurtem).
Dżemoladą można wzbogacić prawie wszystko to, co lubimy. Ja proponuję dodanie jej do wypieków (np. babki), jogurtu naturalnego, lodów, białego sera, ryżu, a nawet makaronu.

I przyznaję się, że po zrobieniu fotki, zjadłam pyszny deser składający się z jogurtu, lodów waniliowych, białego sera i ryżu (babkę i makaron, odłożyłam sobie na później).

czwartek, 17 października 2013

O turystycznych walorach odtwarzania dawnego szlaku bursztynowego

W dniach 11-12 lipca 2008 roku w Jantarze, odbyła się Międzynarodowa konferencja naukowa pt. "Bursztyn jako dobro turystyczne basenu Morza Bałtyckiego", poświęcona tematom związanym z bursztynem i turystyką. Organizatorami sesji naukowej byli: Urząd Gminy Stegna oraz Szkoła Wyższa im. Bogdana Jańskiego Wydział Zamiejscowy w Elblągu. Przygotowaniem i koordynacją konferencji zajmował się Dziekan Wydziału dr hab. Janusz Hochleitner. Dzięki konferencji i tematom, które były prezentowane, powstała książka o tym samym tytule.
Nie byłam obecna na konferencji, jednakże w publikacji umieszczony jest również mój materiał, zatytułowany: "Śladami bursztynowych kupców", który tutaj prezentuję (nieznacznie zmieniony). Powstał on na podstawie mojej pieszej eskapady w 2006 roku, odcinkiem dawnego szlaku handlu bursztynem z Pragi czeskiej na Wybrzeże Bałtyckie. Doświadczenie to, pozwala mi opowiedzieć o niektórych miejscach na trasie szlaku i spostrzeżeniach dotyczących ich możliwości turystycznych.

Szlak bursztynowy, to inaczej drogi stałych kontaktów handlowych, które wiodły z Akwilei nad Adriatykiem, na północ Europy, na bursztynodajne wybrzeże Bałtyku: Zatokę Gdańską lub Półwysep Sambijski. Dawne szlaki handlu bursztynem omijały przeszkody terenowe, wiodąc wzdłuż dolin rzecznych, przełęczy górskich lub przejść między bagnami. Były przedłużeniem dróg bitych lub kutych w skałach na terytorium państwa rzymskiego. W miejscach wykopalisk znajdowano sam bursztyn oraz ozdoby z niego wykonane, i przedmioty, które przypuszczalnie służyły wymianie na ten surowiec (rzymskie naczynia metalowe, ceramiczne i szklane, klamry do pasa, paciorki, monety). Ten szlak handlowy, nie tylko obsługiwał zaopatrzenie Rzymian w złoto Północy, ale wzdłuż niego handlowano także innymi towarami, takimi jak: pierze, futra i skóry, ryby, miód i wosk.





Omawiany odcinek głównego szlaku, którym w I wieku, wędrowali bursztynowi kupcy ze skupień osadniczych w Kotlinie Czeskiej, biegł na wschód do Kotliny Kłodzkiej, dalej w stronę Śląska do skupienia wrocławskiego, następnie w rejon środkowej Prosny i przez Kujawy przechodził do ujścia Wisły.





Początek trasy na terenie dzisiejszej Polski, prowadził przez przejścia w Sudetach koło Nachodu i przełęcz Polskie Wrota.
Między czesko - polską granicą turystyczną a przejściem przez tą znamienitą przełęcz, w Lewinie Kłodzkim stoi kolejowa "piękność", kamienny wiadukt z jednym torem.

A za przełęczą, po około 20 minutach marszu okolica Słoszowa, tereny bogate w stawy rybne i gospodarstwa agroturystyczne.


Kilka kilometrów dalej z Dusznik Zdroju do miejscowości Szczytna, wzdłuż strumienia, obok szosy wiedzie wspaniały trakt dla pieszych. Jest to istotny element, ponieważ wielokrotnie, trasy piesze lub rowerowe, kończą się na rogatkach miast, i wtedy potencjalnemu piechurowi nie pozostaje nic innego, jak maszerować skrajem jezdni, gdzie nie ma nawet pobocza.
Tak jak kiedyś, wędrowcom, całą drogę do Polanicy Zdroju, towarzyszy miły dla ucha, szum strumienia Bystrzycy Dusznickiej. Kiedyś tylko strumyk i ścieżka, a teraz przeplatają się na przemian z torami kolejowymi, pięknie jak warkocz.


12 kilometrów dalej, znajduje się centrum Kotliny Kłodzkiej, skąd dawny szlak komunikacyjny kierował się na północ. Przedtem jednak, bursztynowi kupcy musieli się przedostać przez ostatnie pasmo Sudetów. Jednym z dogodnych przejść są zapewne Wojciechowice, gdzie droga pnie się łagodnie pod górę, wzdłuż płynącej obok rzeczki Świerkówki. Atrakcyjność tego miejsca, oprócz leśnych i górskich krajobrazów, to nieopisana w żadnym przewodniku, wyróżniająca tą społeczność lokalną: numeracja domów. Zamiast typowych szyldów, są to drzeworyty przedstawiające postacie zwierząt.
Kolejnym magicznym miejscem, którego nie powinno się przeoczyć, jest góra Ślęża.
Lecz nie trzeba się na nią wspinać, lecz można wybrać na nocną wycieczkę z miejscowości Prusy do Jordanowa Śląskiego, gdzie wskazówką kierunku marszu, by nie zabłądzić w terenie, będzie migający maszt, góry Ślęży.

Wrocław jako centrum środkowo - śląskiego skupienia osadniczego (celtyckie składy bursztynu z połowy I wieku p.n.e.), stanowił w starożytności ważny węzeł komunikacyjny, a jedna z przepraw przez Odrę znajdowała się w pobliżu miejsca, gdzie wpływa rzeczka Ślęza.
Dzisiaj, turyści zmierzający na północny wschód, w kierunku Wzgórz Trzebnickich, mogą przespacerować się przez imponujący Most Tysiąclecia.



Od Twardogóry aż po Przygodzice, lasy. Zapewne kiedyś gęste bory, i aby nie zabłądzić, wędrujący za bursztynem musieli wynajmować mieszkającą tu ludność, jako przewodników. Wspaniałe tereny dla miłośników grzybobrania, dobrze oznaczone szlaki piesze i ścieżki rowerowe, pozwalają połączyć przyjemne z pożytecznym. Dobre zaplecze turystyczne, przed wyruszeniem w kierunku Kalisza, jest gdzie się posilić.
Z rejonu Kalisza oprócz szlaku lądowego na północ, miał swój początek również szlak wodny, Prosną w górę Warty. W Rezerwacie Archeologicznym na Zawodziu, każdego lata, odbywają się imprezy historyczne. Niestandardową wizytówką kaliskiego grodu, jest "mapa" miasta na ścianie budynku, który znajduje się na rogu ulic Stawiszyńskiej i Warszawskiej.

Około 25 kilometrów od Kalisza, na północny - wschód prowadzi ścieżka rowerowa, oznakowana jako "Bursztynowy Szlak". Wiedzie ona przez miejscowości: Mycielin, Dzierzbin, Bogusławice, Gadów, Gadówek, Gadowskie Holendry.

Przed Koninem szlak skręcał na zachód w okolicę Rumina, gdzie w najwęższym miejscu koryta Warty była przeprawa i zapewne ważniejsze miejsce postoju. Skąd dawny szlak bursztynowy, omijając rozlewiska i kompleksy leśne, przez Kawnice i Kleczew zataczał łuk ku zachodowi. Teraz, czynną i bezpłatną jest przeprawa w Sławsku. Wystarczający poziom rzeki, pozwala przepłynąć promem na północny brzeg Warty, gdzie znajdują się tereny kopalni odkrywkowych. I czasami razem z wydobywanym tam węglem brunatnym, trafiają się bryłki bursztynu.

Kolejna przeprawa przez rzekę, oczywiście dla podróżujących, którzy wybrali szlak lądowy, znajdowała się w rejonie dzisiejszego Inowrocławia. Następnie łukiem wygiętym ku północnemu zachodowi, przez Służewo, kierowano się do Otłoczyna.
W kompleksie leśnym przed Otłoczynem, przy ścieżkach znajdują się tablice z informacjami na temat ochrony zasobów leśnych. Dla chcących zrobić sobie przerwę na szlaku pieszym lub rowerowym, kolorowe opisy ze zdjęciami roślin, to mini lekcja ekologii.

W Otłoczynie, przy ujściu Tążyny na odcinku ok. 1,5 km istniała jedyna dogodna przeprawa przez Wisłę. W pobliżu tej dawnej przeprawy znajduje się nowy most, lecz przeznaczony jest wyłącznie dla pojazdów. Tak więc turyści, którzy założyli sobie przemieszczanie pieszo, i wędrują śladami kupców bursztynowych, mogą przejść przez most dopiero w centrum Torunia. Wkraczając na ten most od strony dworca PKP, przed podróżnymi odsłania się imponująca panorama miasta. W nocy, wrażenie jest jeszcze bardziej oszałamiające, gdyż większość zabytków Torunia jest wspaniale oświetlona.

Zmierzając w kierunku północno - zachodnim, trasa prowadzi wzdłuż rzeki. Tym razem jest to rzeczka o nazwie Fryba. Na tym odcinku, czyli od Torunia po Chełmno, lepiej będzie jechać samochodem. Szlak, w większości jest zgodny z przebiegiem krajowej "jedynki". Turystyczną ciekawostką, choć jeszcze nie opracowaną, może być jednak dawny szlak pocztowy, biegnący kilka kilometrów na zachód od szosy.
Do Grudziądza trasa wiedzie wzdłuż brzegu Wisły, przez pola i wioski. Oznakowany szlak turystyczny i ścieżka rowerowa prowadzą do samego miasta.
W kierunku Kwidzyna oraz dalej w jego rejonie, przy domostwach znajdują się suszarnie tytoniu, bowiem są to tereny uprawy tej rośliny.






Oczywiście, absolutnie nie polecam wyrobów tytoniowych, a zdjęcia umieszczam w celu poznawczym.








Urozmaiceniem dla piechura na trasie dawnego szlaku handlu bursztynem, mogłaby być podróż droga wodną z okolic Kwidzyna do Malborka, i dalej Nogatem w kierunku Elbląga. Jednak, nie jest to możliwe. W porcie w Malborku stoi kilka barek, lecz port jest nieczynny.



Aby ze skupiska malborskiego dostać się do samej Sambii, najbardziej obfitującej w bursztyn, kupcy musieli przeprawić się przez zabagnioną dolinę rzeki Dzierzgoń.
Warto zwrócić uwagę, że na przełomie er, prowadziło tam trwałe połączenie lądowe. Jeden z odkrytych drewnianych pomostów koło Bągartu, ma ponad kilometr długości. Znaleziono też bryłki surowego bursztynu a ślady - koleiny kół, wskazują na to, że mogły mijać się dwa wozy kupieckie.
Niewątpliwą atrakcją na skalę europejską, jest zespół pochylni na Kanale Ostródzko-Elbląskim.
Umożliwiają one przemieszczanie się statków, pomimo różnicy poziomu wody.

Jezioro Drużno, poprzez które wpływa się do Elbląga, jest schronieniem dla wielu gatunków ptaków. Zabierając się więc na rejs statkiem, można bezpośrednio podziwiać dziką przyrodę.

Kolejną gratką dla turystów, jest Park Krajobrazowy Wysoczyzny Elbląskiej i trasa wzdłuż Zalewu Wiślanego.

Lecz jak wiadomo, za bursztynem zapuszczano się, aż na klifowe wybrzeże Półwyspu Sambijskiego.

Bursztynowi kupcy, którzy z kolei podążali na zachodni brzeg Zatoki Gdańskiej, musieli wcześniej przeprawić się przez Wisłę. Zgodnie z dawnym szlakiem handlowym, miejscowością gdzie na wysokości Kwidzyna można przeprawić się promem, jest Korzeniewo. Jeśli stan wody jest odpowiedni, to prom pływa regularnie.

Na przeciwległym brzegu rzeki, znów tytoniowe pola, współczesne suszarnie i piękna Polska.

Z Opalenia kupcy posuwali się na północ, gdzie rozpościera się Dolina Walichnowska. Dolinę tą chronią wysokie wały przeciwpowodziowe, z których można obserwować okolicę.

Wędrując dalej, z pewnością zatrzymywano się w rejonie Pruszcza Gdańskiego. Miasto posiada interesujący obiekt turystyczno-archeologiczny. Jest to osada handlowa, zrekonstruowana na wzór rzymskiej faktorii z II wieku.
Z Pruszcza Gdańskiego, już tylko mały odcinek prowadzi nad sam Bałtyk. Najlepiej przejść się do Gdańska nad kanałem Raduni.

W czasach mody na bursztyn w państwie rzymskim, docierano jeszcze dalej, przez Gdańsk, Oliwę, na zachodni brzeg Zatoki Puckiej.


Bibliografia:
1.  Jerzy Wielowiejski, Główny szlak bursztynowy w czasach Cesarstwa Rzymskiego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wydawnictwo, Wrocław 1980
2.  Tadeusz Baranowski, Szlak Bursztynowy, Kalisia Nowa, nr 10, październik 2001